Bestiariusz słowiański
Duch Rycerza w Plomieniach
W malowniczym Łagowie, tuż przy Zielonej Górze, unosi się aura tajemnicy wokół gotyckiego zamku, który niegdyś był siedzibą joannitów. W burzliwe letnie noce, kiedy światło księżyca podkreśla kontury zamku, pojawia się mistyczna postać – rycerz w czarnej zbroi otoczonej wieńcem płomieni.
To duch zmarłego w XVI wieku komandora łagiewskiego zgromadzenia joannitów, Andrzej von Schlieben. Tajemnicze są przyczyny jego wiecznego tułaczego losu, a jedyna pewna informacja mówi, że von Schlieben, jako pierwszy zakonnik tego zgromadzenia, złamał śluby celibatu, wchodząc w związek małżeński.
Czy tajemnicza przeszłość rycerza w czarnych płomieniach kryje historię niespełnionego uczucia czy też zakazanej miłości? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi, ale opowieść o nim jest głęboko zakorzeniona w lokalnej kulturze.
Mieszkańcy Łagowa, starając się złagodzić gniew ducha, stawiali przed zamkiem rzeźbione symbole ochronne. Amulety przedstawiające rycerza w płomieniach były umieszczane na bramach i oknach, wierząc, że mogą zabezpieczyć przed zjawą i przynieść spokój zmarłemu von Schliebenowi.
Historia ducha rycerza w płomieniach to nie tylko opowieść o przeszłości, ale też ostrzeżenie o skomplikowanych relacjach międzyludzkich, które czasem prowadzą do wiecznego cierpienia
Dworowy
W dawnych czasach każde gospodarstwo miało swojego niezwykłego opiekuna – dworowego. Był to duch, który często przybierał postać małego, staruszkowatego mężczyzny w staroświeckiej sukmanie. Jego obowiązkiem było dyskretnie troszczyć się o bydło, pomagać w pracach polowych i strzec domostwa przed intruzami.
W zamian za swoją pomoc dworowy oczekiwał drobnych darów – kawałka chleba, kłębka wełny lub innego drobiazgu. W większych gospodarstwach dworowy mógł mieć swoich pomocników, z którymi wspólnie zarządzali poszczególnymi obszarami: jeden zajmował się stajniami i oborami, inny stodołami, a jeszcze inny kurnikami.
Szczególną rolę pełnił chlewnik, który troszczył się o świnie. W tamtych czasach świnie nie spędzały całego roku w chlewach – zimą, natomiast, były przetrzymywane w oborach. W przeciwieństwie do dzisiejszych, tych twardych i odpornych zwierząt, przodkowie miażdżące stado świń poradziłoby sobie z watahą wilków!
Chlewnikowi przypadało zadanie dbania o zdrowie trzody i zapobieganie pasożytom. W przypadku choroby leczył je tradycyjnym sposobem – miotając ziołami i odmawiając odpowiednie zaklęcia. Choć nie wiadomo, czy ta metoda rzeczywiście pomagała, pewne jest, że troska i starania poprawiały humor świnii. Bo jak wiadomo, zadowolona świnia – to obiecująca wędlina.
Dziady
Dziady to duchy zmarłych przodków, które powracały na ziemię kilka razy w roku, by odwiedzić swoje rodziny. Podczas tych spotkań urządzano im uczty, obficie zastawiając stoły jedzeniem i napojami. Te obrzędy często miały charakter kameralny, ale zdarzały się także większe zgromadzenia, często odbywające się w kaplicach lub opuszczonych chałupach niedaleko cmentarzy.
Spotkania z dziadami były absolutnie poufne, bowiem stanowiły wyzwanie dla nauczania Kościoła. Ceremonie prowadzone były przez koźlarzy, owczarzy lub guślarzy, uważanych za ekspertów w dziedzinie magii. W trakcie „uczty kozła” składano duchom ofiary w postaci jedzenia, zapalano ognie dla ich ciepła i wypowiadano różne zaklęcia, mające zapewnić im spokój w zaświatach.
Współcześnie pamiątką po tych dawnych obrzędach na cześć zmarłych przodków jest między innymi zwyczaj palenia świec na grobach bliskich, będący odzwierciedleniem pogańskich ofiar.
Temat Dziadów rozwiniemy w osobnym artykule
Dzicy Ludzie
Dzicy Ludzie stanowili mało znane plemię człekokształtnych istot, które zamieszkiwały dzikie i niedostępne części pradawnej puszczy, rozciągającej się dawniej na obszarze znacznej części kraju. Te niskie, pokraczne i gęsto owłosione istoty były rzadko spotykane przez ludzi – a to z dobrego powodu. Ci, którzy przypadkowo trafili w okolice zamieszkane przez Dzikich Ludzi, często nie wracali z tych wypraw, pozostawiając jedynie obgryzione do czysta kości.
Plemię to było znane ze swojej dzikości i nieufności wobec intruzów w ich terytorium. Ludzie, którzy przypadkowo trafiali na ich ścieżki podczas zbierania grzybów, jagód czy zbierania miodu, często kończyli jako ofiary tych tajemniczych istot.
Znane z nielicznych spotkań z nimi historie zawsze opowiadały o śladach obgryzionych do kości szczątków ludzi, co zmuszało okolicznych mieszkańców do zachowania szczególnej ostrożności podczas wędrówek po tych dzikich, niedostępnych rejonach lasu.
Dziewiątka
Dziewiątka, niepozorny owad, znany z zamieszkiwania pastwisk i podmokłych łąk, wzbudzał wśród ludzi tajemniczość i niebezpieczeństwo. Jego ciało, długie jak kciuk dorosłego mężczyzny, składało się z dziewięciu segmentów, z każdym opatrzonym charakterystyczną plamką. Głowa owada kończyła się parą szczypiec, które potrafiły zadawać bolesne ukąszenia.
Dziewiątka rzadko atakowała ludzi, chyba że czuła się zagrożona, szczególnie w okresie sianokosów. Jej ukąszenie nie było odczuwane jako wyjątkowo bolesne, zostawiało jednak na skórze czarny pęcherzyk. Nieszczęśnicy, którzy zostali ukąszeni, mogli doświadczyć później problemów z oddychaniem, a ich ciało zaczynało puchnąć.
Wiedziony desperacją, ukąszony musiał udać się po pomoc do specjalistów w dziedzinie tajemnych zaklęć i uzdrawiania, takich jak guślarze, owczarze czy znachorzy. Ci eksperci znali sposoby neutralizacji jadu dziewiątki, którego ofiary potrzebowały, aby przeżyć. Choć ich umiejętności nie były gwarantowane, ludzie preferowali skorzystać z ich usług, niż ryzykować śmierć strasznym i bolesnym przeżyciem.
Mimo że nikt nie miał pewności co do skuteczności tych specjalistów, z ukąszonych nikt nie miał odwagi zrezygnować z ich pomocy, obawiając się tragicznych konsekwencji braku interwencji.
Dziewonie
Tajemnicze słowiańskie nimfy, były strażniczkami leśnej fauny zamieszkującymi niedostępne puszcze i mateczniki. Ich głównym zadaniem było dbanie o żubry, tury i jelenie, lecz nie ograniczały się jedynie do tych dzikich zwierząt. Opiekowały się także zwierzętami gospodarskimi, zwłaszcza krowami i owcami, które wypasano blisko lasów.
Dziewonie zrozumiały, że choroby, które atakowały udomowione zwierzęta, mogły szybko przenieść się na ich dzikie współbraci. Dlatego starannie chroniły każde stworzenie przed pomorem. Ich rola nie ograniczała się tylko do leśnych terenów – ich opieka obejmowała całą faunę, zatroskane o zachowanie zdrowia i równowagi w środowisku.
Zabezpieczenie się przed chorobami wymagało ich stałej troski i obserwacji nad zwierzętami, by w przypadku pojawienia się zagrożenia móc podjąć natychmiastowe środki. Dziewonie były jak strażnicy, gotowi działać w obronie swoich podopiecznych zarówno przed naturalnymi, jak i człowiekowymi zagrożeniami.
Dziuk
Malutki wąż zamieszkujący w źdźbłach dojrzewającego zboża, stanowił szczególne zagrożenie podczas żniw dla kobiet zajmujących się zbieraniem snopków. Atakował je, gryząc boleśnie po rękach i wtargując pod skórę. Ukąszenia dziuka były bolesne, prowadząc do powstawania ropnych stanów zapalnych i wywoływania gorączki.
W przypadku ukąszeń zalecano zastosowanie specjalnych środków zaradczych, aby usunąć pasożyta. Znachorki miały swoje sposoby na walkę z tymi ukąszeniami. Przykładając do rany połeć święconej na Wielkanoc słoniny, odmawiały specjalne zaklęcia: „Dziuk, żebyś zdechł, zmalał i skamieniał”. Takie obrzędy miały na celu wydalenie i unicestwienie pasożyta.
Po zastosowaniu tego rodzaju leczenia, dziuk opuszczając ciało człowieka, umierał. Rana zaczynała goić się w ciągu kilku dni, a osoby poszkodowane wracały do zdrowia. Takie metody, choć wydają się kuriozalne, stanowiły często jedyną znaną ludową metodę walki z tym typem ukąszeń i ich konsekwencjami.
Dziki Myśliwy
To upiorne wcielenie dawnego myśliwego, który teraz, jako duch w postaci konnego łowcy, przemierza puszcze i lasy w towarzystwie widmowych psów. Ten pełen strachu obraz przypisywany był pokutującej duszy, która nieustannie tropiła nieszczęśników. Podczas tych nawiedzeń, gdy ktoś miał nieszczęście spotkać Dzikiego Myśliwego, mógł oberwać potężnie lub nawet stracić życie.
Z tego powodu wychodzenie po zmroku w nieprzebadane rejony lasu, szczególnie w bezksiężycowe, wietrzne noce, uznawano za przejaw szaleństwa lub skrajnej głupoty. Ludzie wierzyli, że duch ten może zaskoczyć nieostrożnych wędrowców, sprawiając im poważne szkody fizyczne lub nawet doprowadzając do tragicznych zakończeń.
Wierzenia ludowe sugerują, że spotkanie z Dzikim Myśliwym można było uniknąć przez ostrożne unikanie wędrówek po lasach w niebezpiecznych porach dnia i nocy, szczególnie w czasie niespokojnej pogody. To, co uważano za ekstremalnie niebezpieczne, zrodziło ostrożność i przestrzeganie przed podróżami w miejscach, gdzie ten złowieszczy duch miał rzekomo polować.
Dziwsmits
Legenda bałtyckich wód, był istotą cenioną przez rybaków. Zanim wyruszali na połów, wczesnym rankiem, wygrywali intonowane pieśni, nawołując stwora. Gdy przybliżał się do ich łodzi, ofiarowywali mu część swojego pożywienia jako hołd. W zamian za te rytuały, Dziwsmits przez cały dzień strzegł łodzi przed niebezpieczeństwem wywrócenia się, trzymał mocno zarzuconą kotwicę i pomagał w ułowieniu najtłustszych dorszy.
Rybacy wierzyli, że oddanie tych symbolicznych ofiar oraz intonowanie nawoływań przywołało Dziwsmitsa, który chronił ich łodzie i zapewniał obfite połowy. Ta starożytna wiara w istnienie i pomoc wodnych bytów wpływała na ich codzienne życie i rybackie praktyki, zapewniając im nadzieję na bezpieczne i owocne połowy.
Dziwożony
Dziwożony, zamieszkujące jaskinie i skalne oasypiska Podhala, wyróżniały się nie tylko swoim siedliskiem, lecz również swoim charakterem i działaniami. Ich nazwa, wywodząca się od staropolskiego przymiotnika „dziwoki” – czyli dziki, doskonale oddaje ich naturę. Te przysadziste, owłosione stworzenia z brzydkimi twarzami oraz nieproporcjonalnie długimi piersiami, nie były łaskawe dla mieszkańców tych gór.
Dziwożony były uważane za niebezpieczne dla społeczności. Gnębiły niewierne żony, porywały dzieci i młode dziewczęta. Nawet starszych ludzi potrafiły załaskotać do śmierci, co czyniło je niebezpiecznymi dla każdego, kto zetknął się z ich tropem.
By zabezpieczyć się przed tymi istotami, mieszkańcy podhalańskich gór przestrzegali ścisłych zasad lojalności małżeńskiej, dbając o to, by żadne niezgodne z nią działania nie prowokowały gniewu dziwożonów. Ponadto, ostrzegano dzieci i młode dziewczęta, by nie zbliżały się zbytnio do nieznanych obszarów, gdzie mogłyby zostać schwytane przez te groźne istoty.