ArtiOfBismarck

ArtiOfBismarck

Menu

Bestiariusz słowiański

Barstuki

Istoty niewielkiego wzrostu, znalazły swoje schronienie w wydrążonych norkach i korytarzach na granicach pól, ogrodów oraz przydomowych sadów. Wychodziły na powierzchnię poprzez ukryte przejścia między korzeniami drzew lub starymi, wydrążonymi pniakami. O ich szpecących i pomarszczonych obliczach, wielkich głowach oraz ciągnących się po ziemi czarnych brodach krążyły opowieści. Mimo tych nietypowych cech, barstuki emanowały żywotnością, skakając i biegając wesoło nocami.


Aby zabezpieczyć swoje uprawy, bystrzy gospodarze pozostawiali barstukom wyznaczony obszar, oddzielony ogrodzeniem granicznym, na którym niczego nie uprawiano ani nie wycinano. Ten pas „ziemi niczyjej” pełnił funkcję specjalnej strefy, gdzie barstuki mogły swobodnie bawić się w nocy, nie niszcząc jednocześnie pozostałych upraw.


W dniach uznawanych przez barstuki za swoje święta, rozważni gospodarze organizowali dla nich uczty. Na miedzy zostawiano nakryty stół z czterema potrawami – chlebem, mięsem, serem i masłem. W ten sposób przekupywano te tajemnicze istoty, które następnie pełniły rolę strażników upraw hojnego gospodarza. Jednocześnie jednak, pod osłoną nocy, barstuki skradkiem podkradały zboże od niechcianych sąsiadów.


Historia barstuków ukazuje unikalną symbiozę między ludźmi a stworzeniami, gdzie przekąski na nocnym stole stały się rodzajem pokoju w zamian za ochronę upraw. Ta tradycja, choć dziś zapomniana, pozostawia ślad w folklorze, opowiadając o inteligencji i przenikliwości ludzi w radzeniu sobie z niezwykłymi sąsiadami zza korzeni drzew.

1 Aug 2024

Bazyliszek

To istota zamieszkująca mroczne piwnice, podziemne korytarze i opuszczone lochy pod ulicami gwarnych i licznych miast. Jego narodziny były niezwykłe, wychodził bowiem z koguciego jaja umieszczonego na stercie gnoju, wysiadywanego przez ropuchę przez dziewięć długich lat. Owo stworzenie miało ciało koguta, długi wężowy ogon i wyłupiaste, żabie oczy – właśnie one sprawiały, że pozornie dziwaczne stworzenie stawało się bestią zdolną zabić wzrokiem każdą żywą istotę.


W roku pańskim 1583, gdy wieść o bazyliszku, który zabił trzy osoby, rozeszła się po nie do końca stołecznej Warszawie, mieszczanie postanowili działać. Wysłali do gadziej kryjówki skazanego na śmierć więźnia, obiecując mu ewentualne uwolnienie, pod warunkiem, że stanie się ochotnikiem do pokonania stworzenia. Więźnia uprzednio odziano w specjalną „zbroję” stworzoną z luster. Gdy bazyliszek spojrzał w stronę człowieka, natychmiastowo padł martwy.


To wydarzenie dało początek niezawodnej metodzie pokonywania bazyliszka. Jednak, co zrobić, gdy mieszczanom brakowało zarówno „ochotnika” jak i luster, uznawanych za towar luksusowy? Odpowiedź przyszła od mieszkańców Wilna, którzy zmierzyli się z podobnym problemem. Wiedząc, że ruta ma silne działanie antymagiczne, zmyślni mieszkańcy wrzucili do kryjówki bazyliszka całe snopy tego zioła. Efektem tego było śmierć potwora. Proste, tanie i zupełnie pozbawione fantazji, lecz skuteczne.

Bełty

Znane również jako Błędy, to tajemnicze demony polne, które knują swoje intrygi, wabiąc podróżnych na bezdroża. Często gnieżdżą się w pobliżu gościńców i traktów, korzystając ze swoich własnych, zdradliwych metod, aby wprowadzić ludzi w chwilowy chaos orientacyjny. Dziwnym trafem, szczególne zamiłowanie do dezorientowania podróżnych wykazywały zwłaszcza w okolicach karczm i zajazdów, szczególnie tych opuszczanych przez nocnych gości.


Historia zatrzaskujących wracających z karczmy przed świtem przodków, posiniaczonych, obszarpanych i ogołoconych z grosza, staje się częstym motywem. Twierdzili oni, że to bełt, złośliwy demon, namieszał im w głowie i poprowadził na kręte ścieżki, gdzie wszelkie drogi wydają się być bezdrożami.


Chociaż niektórzy twierdzą, że złośliwe demony jak bełty odeszły już z naszego krajobrazu, pozostawiając jedynie zjawisko „pomroczności”, które wciąż sprawia zamieszanie w orientacji, historia ta wciąż przetrwała jako ciekawe świadectwo przeszłości. Czy to faktycznie działanie demonów, czy też jedynie zabarwione legendą opowieści, pozostaje tajemnicą utrwaloną w folklorze.

Biali ludzie

Małe, ruchliwe stworki spokrewnione z krasnoludkami, odróżniały się wyjątkową wrednością i niebezpieczeństwem. Zamieszkiwały obszary Warmii i Mazur, szczególnie przy drogowych kałużach, czekając w ukryciu na swoje ofiary. Gdy wóz przemierzał stojącą wodę, biali ludzie wdrapywali się na niego, niepostrzeżenie zaczepiając się w fałdy ubrań pasażerów. Nocą opuszczały swoje kryjówki, by wtargnąć do organizmów śpiących „nosicieli”, przedostając się przez usta lub nos do ich wnętrza.


Ich ataki wywoływały poważne choroby, głównie febrę lub białaczkę. Termin „febra” dawniej obejmował szereg chorób charakteryzujących się wysoką gorączką. Dominującą z nich była malaria, występująca szeroko na obszarze Rzeczypospolitej do XVII wieku, kiedy to została wyparta w tropiki z powodu zmian klimatycznych.


Istniało wiele sposobów na walkę z Białymi Ludźmi i wywołaną przez nie febrą. Od jedzenia źdźbła starej miotły z masłem po picie wyszukanych napojów z okowity i suszonych oczu raka startych w moździerzu. Istniały również metody czysto magiczne, takie jak chuchanie w otwór w drzewie i zatykanie go kołkiem, wypowiadając słowa: „Zostań tam, febro!”. Jednak żadne z tych działań nie gwarantowało pełnego powrotu do zdrowia.


Sto lat temu mieszkaniec Mazur z pewnością wolę byłby wdepnąć bosą stopą w parujący placek krowi niż ryzykować zanurzenie stopy w najpłytszej kałuży, unikając tym samym złośliwego wpływu Białych Ludzi.

Białun

Białoruski demon zbożowy, przybierał postać starego, dość obrzydliwego człowieczka z charakterystycznym, wielkim, ociekającym smarkami nosem. Jego pojawienie się zawsze wiązało się z nietypową prośbą skierowaną do napotkanych wędrowców. Demon ten prosząc o łaskawość, prosił o wytarcie zielonkawego śluzu, który spływał mu z nosa. To zadanie wymagało przezwyciężenia uczucia wstrętu ze strony podróżnika.
Jeśli człowiek spełnił tę dziwną prośbę, przełamując ewentualne odruchy obrzydzenia, białun w wdzięczności dosłownie zasypywał go złotem, by następnie nagle zniknąć. To niecodzienne zjawisko stwarzało mieszankę niebezpieczeństwa i możliwości nagrody, wymagając od odważnych podróżników pokonania swoich uprzedzeń, by ostatecznie cieszyć się nieoczekiwanym bogactwem.

Bizia

Wyjątkowo złośliwy gatunek zmory-widmowej poczwary, stanowi zagrożenie dla śpiących ludzi, szczególnie niemowląt kołyszących się w kołyskach. Jej pojawienie się miało miejsce wieczorem, a ofiarami stawały się niewinne niemowlaki.


Z początku Bizia usypiała maluchy, nucąc tajemnicze pieśni i bujając kołyską rytmicznie. Kiedy maluszki zasnęły, poczwara przekształcała swoje delikatne działanie w makabryczną rzeczywistość. Znikając w ciemnościach, wysysała z niewinnych szkrabów ich krew, pozostawiając za sobą jedynie zimne cienie i przerażonych rodziców.


Aby uchronić niemowlę przed atakiem Bizi, ludzie w różnych kulturach stosowali różnorodne środki ochronne. Od magicznych zaklęć i ochronnych amuletów umieszczanych przy kołysce po specjalne rytuały odstraszające te złośliwe stworzenia. Każde zabezpieczenie miało na celu utrzymanie Bizi z dala od dziecięcego snu, chroniąc je przed tym zjawiskiem nocnego koszmaru.

Błędnica

Nieprzyjazna leśna istota, miała zdolność sprowadzania ludzi na fałszywe szlaki. Posługując się podstępem, zwabiała podróżnych w głąb boru, gdzie nieszczęśnicy spotykali śmierć z powodu zimna, głodu lub w paszczy dzikiego zwierza. Błędnica potrafiła przybierać różne postaci – od kuli światła po ognik lub urokliwą białogłowę. Wszystko to jednak było jedynie iluzją, a jej prawdziwe oblicze pozostawało głęboką zagadką. Nikt, kto miał okazję ujrzeć to prawdziwe oblicze, nie wyszedł z tej przygody żywy.
Błędnica była uparta i nieustępliwa, nie dając się odpędzić ani wystraszyć, nawet za pomocą czarów. Jednak jedyną skuteczną obroną przeciwko jej intrygom było przekupstwo. Wieczorem na skraju lasu zostawiano naczynia wypełnione gotowaną kaszą, jęczmiennym piwem i kawałkami upolowanej zwierzyny. Jeśli rano dar zniknął, oznaczało to, że leśne duchy, w tym błędnica, przyjęły ofiarowany im dar. Takie działanie gwarantowało bezpieczną podróż przez las, omijając groźbę nieprzyjaznego ducha i pozostawiając podróżnych nietkniętymi w sercu leśnej tajemnicy.

Bieda

Nieśmiertelny demon, wędrujący po świecie pod postacią niezwykle wysokiej, chudej kobiety odzianej w postrzępione łachmany, przybierała różnorodne formy, takie jak wróbel, polna mysz czy kawałek drewna, aby zjawiać się w wybranym gospodarstwie. Jej obecność przynosiła natychmiastową falę nieszczęść: bydło umierało na nieznane choroby, wybuchały pożary, a plaga gryzoni niszczyła zapasy zboża. Bieda, mimo sprowadzania ruin na swoich gospodarzy, pozostawała przy nich do samego końca.
Chociaż bieda przynosiła gospodarzom straty materialne, to jednocześnie kultywowała wiele niewymiernych korzyści. Przekładając się to na ludzkie doświadczenia, układała przysłowia, które przetrwały do dzisiaj, takie jak „Bieda dokuczy i nauczy” czy „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”.
Mimo tych korzyści intelektualnych wynikających z doświadczenia biedy, przodkowie starali się jej unikać wszelkimi sposobami. Jednak pozbycie się niechcianej lokatorki było niezwykle trudne, jak świadczy przysłowie „Goń biedę drzwiami, to wlezie oknem”. Nawet próby fizycznego zniszczenia demonicznej obecności nie przynosiły skutku, gdyż bieda po prostu przenosiła się do nowego przedmiotu.
Jedynym znanym sposobem na pozbycie się biedy było przekazanie jej komuś innemu, preferowana opcja to nielubiany krewny, który szybko zapominał o mniej zamożnej części rodziny. Przekonanie biedy do wejścia do naczynia, zatkanie go i zakopanie na rozdrożach, połączone z plotką o ukrytych skarbach, skłaniało chciwego krewnego do kopania, uwalniając biedę i zaczynając dla niego nowy rozdział życia bez trosk materialnych. W końcu, jak mówi przysłowie, „Kto nie ma nic, nie ma nic do stracenia”.

Bies

Demon o korzeniach przedchrześcijańskich, znalazł swój dom w prastarych borach, puszcza i niedostępnych bagnach Słowiańszczyzny. Z tych dzicznych ostępów zsyłał na ludzi przeróżne klęski, stając się uosobieniem wszelkiego zła, jakie spotykało naszych przodków na ziemi. Jego obecność była utożsamiana z katastrofami, nieszczęściami i złem przynoszącym cierpienie.
Niezwykłe cechy biesa, które przodkowie przypisywali temu demonowi, obejmują jego zdolność do kształtowania przyrody, sprawiania, że dzikie tereny stawały się miejscem niebezpiecznym i nieprzyjaznym ludziom. Bies był uosobieniem natury nieokiełznanej i dzikiej, w której ludzie czuli się bezradni.
W miarę nadejścia chrześcijaństwa, bies stopniowo został zaszufladkowany jako złośliwy demon, a jego indywidualne cechy zostały zatarte w powszechnej świadomości. Utożsamiono go z diabłem, a tradycje ludowe i wierzenia zaczęły ewoluować pod wpływem nowej religii.
Metody zabezpieczenia się przed biesem często obejmowały stosowanie obrzędów i zaklęć, które miały odstraszać go od ludzkich siedzib. Wierzenia te były integralną częścią folkloru i kultury ludowej, stanowiąc próbę ochrony przed nieuchronnymi wpływami tego tajemniczego i potężnego bytu.

Błędne Ogniki

To tajemnicze dusze zmarłych, skazane na pokutę na ziemi jako płomienie pozbawione konkretnej formy. Ich obecność była najczęściej dostrzegana na torfowiskach, podmokłych łąkach oraz w otoczeniu cmentarzy. Te zimne, blade błyski zdawały się migotać z oddali, kusząc śmiałków, którzy próbowali zbliżyć się do nich.
Charakterystyczną cechą błędnych ogni było to, że, chociaż ich światło było widoczne z daleka, to w chwili, gdy ktoś próbował im się zbliżyć, natychmiast znikały. Własność ta wiązała się z przekonaniem, że błędne ogniki strzegły swoich skarbów, które zgromadziły jeszcze za życia. Te niezwykłe światła pilnowały swojego majątku, być może zdobytego w nieuczciwy sposób, co sprawiało, że były zazdrosne o swoje bogactwo nawet po śmierci.
Mimo że błędne ogniki nie wykazywały agresji wobec ludzi, ich znikanie w obliczu zbliżającego się intruza sprawiało, że poszukiwacze skarbów czuli się zdezorientowani i zaniechali swoich prób. W folklore i wierzeniach ludowych utrwaliła się także plotka, jakoby błędne ogniki ukazywały się ludziom tuż przed ich śmiercią. To przekonanie działało jako skuteczne odstraszanie od poszukiwań, dodając tajemniczości i grozy temu nieuchwytnemu światłu zmarłych.

Błotnik

Stwór przypominający owada, zaznaczał swoją obecność na obszarze od Podkarpacia po Kaszuby, zasiedlając bagna i niedostępne błota. Jego obecność była szczególnie groźna dla podróżnych, którzy znaleźli się w ciemnościach na nieznanych trasach.
Latając nad trzęsawiskami, błotnik wydzielał słabe, fosforyzujące światło, które w mroku przybierało kuszący blask. Złudzenie bezpiecznego kierunku skusiło wielu zagubionych podróżnych, których wciągał w śmiertelną pułapkę. Stworzenie to miało szczególną skłonność do zwabiania nierozsądnych poszukiwaczy tzw. „palących się skarbów”.
W dawnych czasach wierzyło się, że ukryte w ziemi skarby nocą „oczyszczają się”, stając się łatwiejsze do znalezienia i zdobycia. Błotnik wykorzystywał tę wiarę, przyciągając śmiałków myślących, że świecące światło wskazuje na ukryty skarb. Niestety, ci, którzy podążali za błotnikiem, zamiast bogaństwa, znajdowali jedynie chłodne i niebezpieczne objęcia błotnej pułapki.
Aby uniknąć spotkania z błotnikiem, mądrzy podróżni stosowali różne środki ostrożności. Trzymali się znanych tras, unikali bagnistych obszarów w nocy i nie dawali się zwabić kuszącym światłom, zdając sobie sprawę, że czasem to, co migocze w ciemności, może skrywać niebezpieczeństwo.

Błudnik

Mały i złośliwy demon, przybierał postać wyjątkowo brzydkiego dziecka, którego głównym zamiarem było mylenie ludzi i wprowadzanie ich w błędne trasy. Zasłaniając wzrok ofiar, sprawiał, że ci wchodzili nieświadomie w gęste bagno, skały lub nawet na niebezpieczne krawędzie.
Często zaczajał się na szlakach, prowadząc wędrowców na zdradliwe tereny. Nawet w jasne dni jego podstępne działania sprawiały, że ludzie gubili się na własnym polu czy pastwisku, błądząc bezsensownie wokół i nie mogąc znaleźć drogi do domu. Błudnik czerpał z tego przyjemność, szydząc i chichocząc z zakłopotanych ofiar.
Aby złamać zły urok błudnika, mądrzejsi podróżnicy stosowali specyficzną obronę. Gwałtownie zginając się w pół, spoglądali pomiędzy nogami do tyłu i krzyczeli: „Tędy moja droga!”. W odpowiedzi demon znikał ze śmiechem, a człowiek mógł kontynuować podróż bez przeszkód.
Niektórzy, widząc błudnika z daleka, decydowali się na pewien układ – płacili mu określoną sumę, a on w zamian przewodził ich przez dzikie krainy, wskazując bezpieczną trasę. Jednak nieopłacenie należności w terminie wiązało się z tragicznymi konsekwencjami – oszust był skazany na zaginięcie bez wieści, gdy postanawiał kontynuować swoją podróż.

Bohynie

Istoty skrywające się w ciemnych jarach i wąwozach głębokich lasów, wyłaniały się z odosobnienia wraz z nadejściem wiosny, by zażyć kąpieli nad jeziorami i rzekami. Ich pozorne piękno jawiło się w postaci białogłowych o długich, opadających na kostki włosach i nadnaturalnie dużych piersiach. Jednak zafascynowany obserwator, spojrzałszy niżej, odkrywał, że ich stopy zmieniają się w szpetne, luskowate, ptasie łapy.
Często bohynie pojawiały się na skraju wioski, gdzie zrzucały pranie ze sznura, przewracały bańki z mlekiem, targały przędzę gospodyni czy złośliwie przewracały garnki suszące się na płocie. Przyłapane na gorącym uczynku uciekały z wrzaskiem i piskiem, zanikając w gęstwinie lasu.
Jednakże te leśne istoty miały również mroczną stronę. Potrafiły zsyłać choroby, w tym nieuleczalną melancholię, porywać niemowlęta i atakować kobiety osłabione po porodzie. Czasem wymieniały ludzkie dzieci na swoje upiorne szczenięta, zwane widminami. Chude i pokraczne istoty te potrafiły wyssać życiową siłę z ludzkich matek tak skutecznie, że te szybko traciły siły i w końcu umierały z wycieńczenia.
Aby zabezpieczyć się przed ich mrocznymi intrygami, ludzie wznosili okazałe płoty wokół swoich domostw, osłaniali się amuletami i stosowali ziołowe mikstury, wierząc, że takie środki odstraszają te niebezpieczne leśne byty.

Bobo

Znane również jako Bobak, Bebok, Bobok czy Buka, to różne imiona nadawane tej samej istocie, przed którą straszyło dzieci na niemal całym obszarze Słowiańszczyzny. Nazwa tego niewielkiego wzrostem demona wywodzi się od łacińskiego *bubo*, czyli „puchacz”.


Bobo, istota nocna, znalazło swoje schronienie w ciemnych piwnicach, rzadko odwiedzanych strychach i innych miejscach, gdzie mogło spokojnie przeczekać dzień. Zaraz po zachodzie słońca wyłaniało się z ukrycia, aby uprzykrzać życie zarówno urwisom, jak i grzecznym dzieciom, sprawiając, że stawiały one czoła działaniom tego niezwykłego stwora. Jego zachowanie, wbrew intencjom rodziców, nie miało funkcji wychowawczej.


Aby uspokoić tajemniczego bobaka, jak w przypadku wielu demonów domowych, gospodarze pozostawiali mu porcję strawy, wierząc, że to wystarczy, by zabezpieczyć się przed jego nocnymi figlami.

Strona:1 - 2 - 3 - 4 - 5 - 6
Artiofbismarck
Ustawienia plików cookie
X
Ta strona używa plików cookie, aby zapewnić lepsze wrażenia podczas przeglądania.
Możesz je wszystkie zaakceptować lub wybrać rodzaje plików cookie, na które chcesz zezwolić.
Ustawienia prywatności
Wybierz, na które pliki cookie chcesz zezwolić podczas przeglądania tej witryny. Należy pamiętać, że niektórych plików cookie nie można wyłączyć, ponieważ bez nich witryna nie działałaby.
Niezbędny
Aby zapobiec spamowi, ta strona używa Google Recaptcha w swoich formularzach kontaktowych.

Ta witryna może również wykorzystywać pliki cookie do systemów handlu elektronicznego i płatności, które są niezbędne do prawidłowego działania witryny.
Usługi Google
Ta strona korzysta z plików cookie Google, aby uzyskać dostęp do danych, takich jak odwiedzane strony i Twój adres IP. Usługi Google dostępne w tej witrynie mogą obejmować:

- Mapy Google
- Czcionki Google
Oparte na danych
Ta witryna może wykorzystywać pliki cookie do rejestrowania zachowań odwiedzających, monitorowania konwersji reklam i tworzenia odbiorców, w tym z:

- Google Analytics
- Śledzenie konwersji Google Ads
- Facebook (Meta Pixel)