Bestiariusz słowiański
Cholera
Cholera, demon chorobowy, przybierał postać wysokiej, chudej kobiety o białej koszuli, a każda krzywda zadawana przez ludzi sprawiała mu ból, odczuwany jako uderzenie ostrzem czy szarpanie rozpalonymi szczypcami. Gdy ból stawał się nieznośny, wściekła niewiasta nawiedzała okolicę, niosąc ze sobą śmierć i cierpienie.
Jej przyjście zwiastowane było niepokojącymi znakami: psy wyły, krety rwące ziemię, a jaskółki opuszczały swoje gniazda. W samotnych wędrowcach demon zamieszczał się na plecach, zmuszając ich do niesienia zguby w odległych wioskach i miasteczkach. Podniesienie lewej ręki przynosiło epidemie, gdzie ludzie umierali masowo, dręczeni okropną gorączką.
Cholera czasem przybierała postać odrażającej czarnej istoty unoszącej się nad domami na ciemnej chmurze, a gdziekolwiek schodziła na ziemię, szerzyła śmierć. Przed zbliżającym się niebezpieczeństwem demon ostrzegał bogobojnymi gospodarzami we śnie, zachęcając ich do opuszczenia zagrożonego obszaru.
Aby uniknąć przywoływania choroby, zabobonni włościanie unikali wymawiania jej imienia, zastępując je różnymi eufemizmami, takimi jak „śpiączka”. W celu ochrony wiosek stawiano osikowe krzyże, okadzano gospodarstwa dymem z poświęconych ziół, a Żydzi pisali na drzwiach „Cholera już tu była” w nadziei na zmylenie demona. Mimo tych środków ostrożności, tysiące „cholerycznych” cmentarzy rozsianych po kraju świadczyły o potędze tego nieuchwytnego demonicznego morowego bytu.
Chorobnik
Demon słabości, ukazywał się we wsiach jako cherlawy, brzydki dziad, roznosząc zakaźne choroby. Jego pojawienie się zapowiadało się burzami, deszczem, a słońce chowało się za siną mgłą, pogrążając ludzi w melancholii.
Chorobnik wypuszczał wyziewy przypominające mgłę lub pajęczynę, sprawiając, że każdy, kto znalazł się w ich zasięgu, zapadał na ciężką gorączkę. Ludzie spędzali następne tygodnie leżąc w łóżku, próbując pokonać chorobę. Chorobniki miały również swoje żeńskie odpowiedniki – chorzyce, uważane za jeszcze bardziej szkodliwe.
Aby się przed nimi uchronić, ludzie starali się przewidzieć ich przybycie, obserwując zmiany pogody i nastroju otoczenia. Obrzędy oczyszczające, palenie ziół o działaniu ochronnym oraz izolacja od potencjalnych źródeł zakażenia były stosowane w desperackiej próbie zabezpieczenia się przed demonami chorób i ich uprzykrzającym obecnośc
Chowaniec
Chowaniec, kolejny z licznego grona stworków zamieszkujących ludzkie domy, cieszył się popularnością dzięki swojej skłonności do pomocy w codziennych obowiązkach, chociaż często kosztem nieco wyszabrowanych dóbr. Proces hodowli chowańca rozpoczynał się od noszenia złożonego przez czarną kurę jaja, nazywanego znoskiem, pod pachą przez dziewięć dni. W tym okresie trzeba było unikać kąpieli i praktykować pobożne modlitwy. Ostatniego dnia, w nadziei na wyklucie się stworka, desperacki hodowca wydobywał jajo spod pachy.
Nie było jednak pewności, czy chowaniec faktycznie się pojawi. Niekiedy kuracja przeciągała się miesiącami. Szczęśliwcy, którym sprzyjało los, mieli stworka zamieszkującego za piecem lub w kominie. Tam również należało zostawiać mu jedzenie, choć nie było to wymagające menu – prosta kasza czy ziemniaki wystarczały. Jednak kluczowe było, aby nie solić potraw, ponieważ chowaniec reagował na sól alergicznie, jak większość demonicznych istot.
Cicha
Cicha, demon morowego powietrza, w szczególności polowała na niewinne dusze dzieci. Przemierzała świat przybierając postać małej dziewczynki o kruczoczarnych włosach, śniadej cerze i uroczych, wielkich oczach. Tam, gdzie pojawiała się Cicha, rośliny więdły, ptaki milkły, a owady umierały, pozostawiając w powietrzu zatęchły, trupi odór na długo po jej przejściu.
Atakując znienacka, pojawiała się we wsiach czy dworach, ubrana w białą sukienkę, z wiankiem z maków na głowie i stalową różgą w dłoniach. Niezauważalnie zbliżała się do bawiących się dzieci, a te, których dotykała, natychmiast upadały martwe na ziemię. Po czynie znikała równie bezszelestnie, gotowa szukać nowych ofiar w kolejnym przysiółku.
**Metody Zabezpieczenia:**
Aby uchronić się przed Cichą, ludzie stosowali różne środki ostrożności. Noszenie amuletów ziołowych, takich jak czosnek czy rozmaryn, uznawane było za ochronę przed jej działaniem. Dodatkowo, maluchy chroniono poprzez okadzanie ich domostw, zwłaszcza miejsc, gdzie dzieci bawiły się najczęściej. Wierzono także, że szczególnie odstraszającą Cichą jest obecność święconej wody, stąd kąpiele maluchów w wodzie poświęconej były częstą praktyką mającą zapewnić ochronę przed tym demonem morowego powietrza.
Cycocha
Szerzej znana jako Żelazna Baba, stanowiła realny postrach dla chodzących na „szaber” urwisów, łaknących cudzych owoców w ogrodach i sadach. Gdy zbliżał się zuchwały złodziejek, nagle pojawiała się kudłata, zupełnie naga staruszka o szalonym spojrzeniu. Przerażonego łotrzyka ogłuszała jednym uderzeniem swoich gigantycznych stalowych piersi.
Jeśli zatwardziały łobuz próbował ucieczki, Żelazna Baba chwytała go za łańcuchem zardzewiałego haka, przyciągając do siebie. Następnie ofiarę wciskała do olbrzymiego żelaznego moździerza i miażdżyła na papkę, by później ze smakiem spożywać zdobycz. Nic więc dziwnego, że rodzice ostrzegali swoje pociechy przed grabieżą, strasząc ich właśnie postacią Żelaznej Baby.
**Metody Zabezpieczenia:**
Aby uchronić się przed Żelazną Babą, rodzice przekazywali dzieciom pouczenia o szacunku do cudzego mienia. Wierzono, że dobrym środkiem ochronnym jest również noszenie przy sobie maleńkich amuletów w kształcie haka lub niewielkich żelaznych przedmiotów. Niektórzy ogrodnicy także podejmowali środki ostrożności, umieszczając zaklęte żelazne elementy wokół swoich upraw, w nadziei, że przestraszą one Żelazną Babę i odstraszą ją od ich owoców.
Czarnoksiężnik
Czarnoksiężnik to jednostka, która, w przeciwieństwie do swojej kobiecej odpowiedniczki, czarownicy, podchodził do magii w sposób naukowy. W młodości pobierał nauki u doświadczonych mentorów, a później ukończył legendarną szkołę dla czarowników, która miała mieścić się głęboko pod ziemią. Przez wiele lat swego długiego życia zdobywał wiedzę na własną rękę. W mrocznych komnatach studiował tajemnicze księgi, przeprowadzał szatańskie eksperymenty i odprawiał dziwne rytuały.
W pracowniach czarnoksiężników roiło się od magicznych woluminów, manuskryptów, różdżek, lasek, powrózek, szklanych kul i luster. Jednak celem tych działań nie było wyrządzanie krzywdy ludziom; raczej chodziło o umożliwienie czarownikowi zrozumienia natury wszechrzeczy. Dla zaspokojenia swoich ambicji był gotów nawet podpisać pakt z samym diabłem. W wyniku takiego porozumienia czarnoksiężnik zdobywał potężne moce, nieprawdopodobne zdolności i rozległą wiedzę, które były poza zasięgiem zwykłych śmiertelników, jednak płacił za to cenę najwyższą – utratą duszy. Czarownik był jaskrawym przykładem tego, że nawet szlachetne pragnienie nauki może przynieść zgubne skutki.
Najsłynniejszym polskim czarnoksiężnikiem był bez wątpienia pan Twardowski, szlachcic żyjący w XVI wieku w Krakowie. Jego wykształcenie miało pochodzić z Niemiec, ale istnieje pewne niepewność, ponieważ Akademia Krakowska w tamtych czasach oficjalnie kształciła wybitnych magów, alchemików i astrologów. Niezależnie jednak od miejsca zdobywania wiedzy, to nie tytuł magistra, a pakt z diabłem zapewnił mu moc i sławę.
Czarownica
Czarownica, to kobieta, która dzięki układom z diabłem otrzymała zdolność rzucania zaklęć i uroków. Jej magiczne umiejętności wykorzystywała przeciwko ludziom, używając zaklęć, specjalnych mikstur, czy też spojrzeń, które zsyłały na ofiary choroby i nieszczęścia. W związku z tymi praktykami, regularnie spotykała się z Lucyferem na tajemniczych zlotach, zwanych sabatami, organizowanych na Lysej Górze. Podczas nocnych spotkań wiedźmy dosiadały mioteł, ożogów lub chlebowych łopat, smarowały swoje ciała specjalną maścią, wymawiały zaklęcia, takie jak np. „Płot nie płot, wieś nie wieś, a ty biesie nies”, po czym ulatywały kominkiem.
Na co dzień, czarownica zwykle nie wyróżniała się niczym specjalnym w społeczności, lecz ci wtajemniczeni znali pewne sposoby, aby ją rozpoznać. Na przykład zwykła kobieta piła kieliszek wódki delikatnie, na trzy-cztery razy, a czarownica zawsze robiła to jednym łykiem. Istniały także inne metody, takie jak spoglądanie na nią przez dziurę po sęku w trumiennej desce czy patrzenie głęboko w oczy, gdzie zamiast odbicia światła można było dostrzec dwie kozie głowy.
Aby unieszkodliwić czarownicę, społeczność stosowała różne środki, m.in. schwytanie i postawienie przed sądem. W Polsce, proceder tropienia i palenia czarownic, który przywędrował z Niemiec w epoce renesansu, nigdy nie osiągnął takich rozmiarów, jak u zachodnich sąsiadów. Oskarżenia o czary wnosiły osoby prywatne, a sprawy były rozpatrywane przez sądy świeckie, nie kościelne. Pierwszą czarownicę spalono w Polsce w Chwaliszewie koło Poznania 1511 roku, a ostatni proces o czary w Polsce odbył się w 1775 roku w Doruchowie, kiedy to spalono czternaście kobiet. Tortury były w tamtych czasach stosowanym środkiem w procesach sądowych, co skwapliwie wykorzystywano nie tylko w sprawach czarownic. Oskarżenia te często prowadziły do brutalnych przesłuchań prowadzonych przez wykwalifikowanych katów. Choć nie można tego uznać za pozytywny aspekt, to wynikająca z tego konieczność ponoszenia kosztów za usługi katowskie powstrzymywała wielu potencjalnych oszczerców przed rzucaniem fałszywych oskarżeń.
Czart
Czart, to demon zasłyniony swoją postacią, pół człowieka, pół kozła, którego obecność straszyła ludzi jeszcze w prasłowiańskich czasach. Wraz z chrześcijaństwem, został zaadaptowany jako jedno z wcieleń szatana. Zamieszkując bagna, lasy i nadrzeczne łożyska, rzadko pojawiał się w okolicach ludzkich siedzib, lecz gdy to robił, jego celem było gnębienie prostego ludu, zsyłanie nań chorób oraz namawianie do wszelkich bezeceństw.
Aby zabezpieczyć się przed działaniami czarta, lud stosował różnorodne zabobony. Noszenie wianka z wici konopi lub barwnej wstążki miało odstraszać go od dzieci, uznawanych za szczególnie narażone na jego działania. Wierzono także, że odwrócone buty dziecka na kołysce mogą zmylić demona, który nie potrafiłby w ten sposób szkodzić maluchowi. Ponadto, malowano drzwi mieszkań specjalnymi wzorami lub używano amuletów w formie rzeźbionych figur, które miały chronić przed złymi wpływami czarta.
Czart, choć często uosabiany jako straszliwy demon, pozostawił w folklorze ślady, które ukazują ludzki instynkt obronny i pragnienie ochrony przed nieznanym i złem.
Czetlice
Piękne, ale i niebezpieczne istoty zamieszkujące morskie głębiny, były podległe suwerennej władzy królowej Juraty – dziewicy o sercu zimnym jak woda w Bałtyku. Każdego roku rybacy z Kaszub składali ofiary z ułowionych ryb, starając się ukoić gniew władczyni. Gdy Jurata czuła się zaniedbana, mogła wypuścić swoje poddane, czetlice, na łowy.
Czetlice wynurzały się z odmętów, zwabione krzykami pracujących rybaków i marynarzy. Podpływały do łodzi i okrętów, śpiewając hipnotyzujące pieśni, które wzbudzały pożądanie i burzyły krew młodym rybakom. Ich zwodnicze melodie przenikały umysły, prowadząc do tragicznych decyzji. Mężczyźni, ulegając magii czetlic, wpadali w fale, szukając w ich objęciach niebiańskiej rozkoszy.
Mimo że pieśni czetlic nie grzeszyły głębokim przesłaniem, piękno półnagich panien o długich włosach, śnieżnobiałej skórze i strojach z rybich lusek oślepiało umysły rybaków. Chłód fal nie osłabiał ich pożądania, a niewłaściwe pragnienia mogły prowadzić do tragicznych zakończeń. Widok pięknych istot morskich kusił młodzieńców do odrzucenia życia lądowego na rzecz zatopionego w oceanie uroku.
Aby uchronić się przed czetlicami, rybacy starali się nie zaniedbywać ofiar składanych Juracie i pilnować swoich serc, by nie uległy ich hipnotycznym pieśniom. Ochrona przed magią oceanu wiązała się z głębokim szacunkiem dla jego tajemnic oraz świadomością, że nawet najpiękniejsze zjawy mogą być zdradliwe.
Czuhajster
W dzikich bieszczadzkich lasach królowała niepodzielnie tajemnicza postać – Czuhajster, olbrzym w ludzkiej postaci przechadzający się nago wśród buków, z głową sięgającą ponad korony drzew. Jego ciało pokryte było gęstym futrem, chroniącym przed mrozem, występującym w kolorze czarnym lub białym. Czuhajstry były istotami pomocnymi wobec ludzi, uczącymi ich sztuki przetrwania w górach, broniącymi stada owiec i ostrzegającymi przed niebezpieczeństwem. W zamian za pomoc, pasterze i drwale pozostawiali im drewno na opał i strawę, zwłaszcza w postaci owsianej papki lub kleiku, uwzględniając defekty zębów czuhajstrów.
Te wielkoludy unikały atakowania zwierząt i ludzi, ograniczając się do miękkiego mięsa górskich demonów, takich jak miawki lub boginki. Czatowały na swoje ofiary, cierpliwie czekając w zaroślach przez godziny lub nawet dni, by błyskawicznie zaatakować i rozszarpać je na pół, zanosząc pozostałości do góralskich watr.
Jedynym przypadkiem, w którym czuhajster mógł stanowić zagrożenie dla ludzi, było zaproszenie do tanca. Pomimo niezgrabnej sylwetki i defektów urody, olbrzym uwielbiał pląsać wśród drzew z entuzjazmem, wywołując dudnienie ziemi i basowy śmiech, przypominający pomruki burzy. Przechadzający się po połoninie musiał uważać, by nie zwrócić na siebie uwagi, gdyż czuhajster potrafił traktować zagwizdanie lub krzyk jako zaproszenie do tanca, co kończyło się często utratą zmysłów lub nawet życia dla nieszczęśnika porwanego w szaleńczy taniec.
Ćmok
Ćmok, wywodzący się z pradawnych czasów, to potężny potwór, którego pamięć przetrwała najdłużej na obszarach Wielkopolski, chociaż od wieków nikt go tam nie widział. Jego skrzydlata sylwetka, pełna zwierzęcej siły, rozpięta na nocnym niebie, dzisiaj straszy już tylko w opowieściach.
Mówi się, że Ćmok był stworzeniem o potężnych skrzydłach, zdolnych rozpiąć się na niebie i zaciemnić światło gwiazd. Jego obecność zwiastowała niepokój, a ludzie starali się chronić przed nim, stosując różne metody zapobiegawcze. Niektórzy wierzyli, że posiadanie magicznego amuletu, wykonanego z określonych run, mogło ich uchronić przed zgubnym wpływem Ćmoka.
Chociaż Ćmok przestał się pojawiać, jego legendarna obecność nadal przypomina o prastarych czasach, pełnych tajemniczych istot i niezbadanych mroków nocnego nieba. Dziś to już tylko historia, ale opowieści o Ćmoku z pewnością zdobią tradycję Wielkopolski, przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Ćmuch
Ćmok, wywodzący się z pradawnych czasów, to potężny potwór, którego pamięć przetrwała najdłużej na obszarach Wielkopolski, chociaż od wieków nikt go tam nie widział. Jego skrzydlata sylwetka, pełna zwierzęcej siły, rozpięta na nocnym niebie, dzisiaj straszy już tylko w opowieściach.
Mówi się, że Ćmok był stworzeniem o potężnych skrzydłach, zdolnych rozpiąć się na niebie i zaciemnić światło gwiazd. Jego obecność zwiastowała niepokój, a ludzie starali się chronić przed nim, stosując różne metody zapobiegawcze. Niektórzy wierzyli, że posiadanie magicznego amuletu, wykonanego z określonych run, mogło ich uchronić przed zgubnym wpływem Ćmoka.
Chociaż Ćmok przestał się pojawiać, jego legendarna obecność nadal przypomina o prastarych czasach, pełnych tajemniczych istot i niezbadanych mroków nocnego nieba. Dziś to już tylko historia, ale opowieści o Ćmoku z pewnością zdobią tradycję Wielkopolski, przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Diabeł Boruta
Diabeł Boruta, szlachecki demon z czasów przed chrześcijańskich, przeniósł się z pradawnych puszczy i borów, związując swój los z dziejami Królestwa Polskiego. Dowodząc wszystkimi rodzimymi diabłami, karmazynowy władca posiadał zmienne i porywcze usposobienie. Choć bywał okrutny, równocześnie potrafił pomagać ludziom i wymierzać sprawiedliwość występnych grzeszników.
Boruta często zjawiał się na sejmach, w karczmach i na polach bitew, wypełniając rolę zarówno strażnika jak i sędziego. Jego tajemnicze dziedzictwo objęło również lęczycki zamek, gdzie zgromadził ogromne skarby. Jego imię było znane jak kraj długi i szeroki, a Boruta stał się istotą legendarą w polskich opowieściach.
Niestety, rozbiory Polski przyniosły upadek złotej wolności szlacheckiej i schyłek epoki rodzimych biesów. Nowe czasy przyniosły inwazję cudzoziemskich diabłów, znacznie przebieglejszych i bezwzględniejszych od swoich polskich kuzynów. Zgorzkniały Boruta schronił się w ruinach swojego zamku, gdzie do dziś strzeże skarbów, delektując się starą węgrzyną i rozmyślając o minionych chwilach chwały szlacheckiej republiki.
Diabeł Fugas
Diabeł Fugas, niepohamowany żarłok wygnany z piekła, przemierza ziemię, zniewolony wiecznym niezaspokojonym głodem. Jego niecny cel to podkradać się do dworów i chałup, by pożerać zapasy ludzi i opróżniać spiżarnie, zostawiając za sobą zniszczenie i pustkę.
Cechuje go bezgraniczna chciwość i niezrównane umiejętności w zakresie unikania wszelkich prób schwytania go. Jego wygłodniałe spojrzenie sprawia, że nawet najbogatsi ludzie boją się, że ich skarby staną się celem tego piekielnego żarłoka.
Aby uchronić się przed Diabłem Fugasem, wiele społeczności stosuje starożytne metody zabezpieczenia. Tworzą obronne rytuały, używają zaklęć odstraszających, a także umieszczają specjalne amulety chroniące przed jego żarłocznym atakiem. Zdają sobie sprawę, że nawet najdrobniejsze zabezpieczenia mogą skutecznie odeprzeć ten piekielny głód, zanim zostanie zainicjowany przez Diabła Fugasa.